Hejka!
Niedawno dotarły do nas trzy nowe koniełki <3
Pierwsztm z nich jest Misiek. Misiek to ogierek rasy fiord. Jest maści gulblakk. Ten mały kuc podbił już nasze serca swoim niesłychanym urokiem i charakterem. Jest on małym leniuszkiem :D Jak tylko wszedł do boksu to hop - tyłem do nas i hop - łeb w dół i poszedł spać. A na padoku to jest jeszcze lepszy. Jak ktoś chce go osiodłać to staje do nas tyłkiem. A jeżeli już się uda go osiodłać i wsiąść to fiordek stoi w miejscu i ani rusz ! :D Na zachęty trzeba mu dawać marchewki, dopiero wtedy rusza swój zadek X'D
Ogier zaprzyjaźnił się z innymi końmi a najbardziej zaprzyjaznil się z - jak on sam - leniuszkiem, czyli i mułem Irysem i klaczą fiordzką Aster. Dzieci już kochają tego kuca. Każdy pamięta jak grymasiły że musiały wsiadać na Irysa, któy nieustannie gryzł wszystko co go denerwowało. I zostawała tylko Aster. A teraz Misiek to ulubieniec dzieciaków jeżdżących u nas :D
Kolejnym koniełem jest Karmel Tornado. Tornado to nie byle jaki koń. Ma 4 lata, jest koniem rasy Australian Stock Horse, maści kasztanowatej. Ten koń to ma charakter. Gdy wyszedł z przyczepy to najpierw ostrożnie obwąchał wszystkie kąty na padoku a potem nagle siup! i się wyrwał. Trzeba było nieźle się nastarać by go złapać bo ten kopyciak tak biegł jakby szaleju się najadł :DDD Ale jak już go złapaliśmy to przyszła pora na zapoznanie go z innymi końmi. Musieliśmy być ostrożni, ze względu na jego czupurny charakterek bo mógł się wdać w bójkę z innymi ogierami. O klaczach nie mówię bo jaki tam ogier nie lubi klaczy XD Ku naszemu zdziwieniu zaprzyjaźnił się ze wszystkimi no może za wyjatkiem Rubina. Najbardziej zaprzyjaznil się z Cynamonem. I teraz zagwostka: zazwyczaj jest tak że jak głośny i natarczywy spotka sie ze spokojnym to ten pierwszy robi sie jak drugi. A tak wcale się nie stało. Każdy myślał że spokojny Cynamon nauczy Karmela bycia spokojnym. A stało się zupełnie na odwrót. Tornado nauczył Cynamona jak być niegrzecznym i teraz razem buszują i hasają wszędzie gdzie sie da. XDDD
Ostatni nasz koń to klacz, Cristal, maści ciemnej kasztanowatej. Jest ona rasy Missouri Fox Trotter.
Jest bardzo nieśmiałym i nerwowym koniem. Jak tylko udało się ją wyciągnąć z przyczepy to ona czmychnęła w jakiś odosobniony zakątek. Gdy konie do niej podchodziły ona odrazu uciekała. Kiedy człowiek zaczynał ją głaskać ona, zamiast rozluźnić mięśnie, napinała je do granic możliwości. Stwierdziliśmy, że ta 4 letnia klacz była źle traktowana w przeszłości.
Obecnie jest nieco lepiej. Cristal nie napina już mięśni kiedy się ją głaszcze, daje się wyprowadzić spokojnie na padok, ale wciąż utrzymuje rezerwę wobec obcych ludzi i innych koni. Polubiła się tylko z Fuksją. Fuksja ma mniej więcej taki temperament jak Ares, tylko nieco spokojnieszy, więc mamy nadzieję, że niedługo Cristal przestanie być taka bojaźliwa.
a teraz powiem nieco o niepsodziance. Otóż... FUKSJA JEST ŹREBNA <3 jest na początku 11 miesiąca ciąży a termin porodu jest przewidywany na za dwa tygodnie. Bardzo się staraliśmy o to źrebię, zważając, że nigdy się nie udawało jej pokryć. Jednak we wrześniu tamtego roku udało nam się i jesteśmy z tego bardzo szczęśliwi. Ogierem kryjącym był Cynamon.
A teraz troszkę zdjęć :D
Wybaczcie nie mialam sily robic tych zdjec :/
Horse Schleich ♥
niedziela, 21 czerwca 2015
czwartek, 23 kwietnia 2015
Zwykle Niezwykle rozdzial VII
Zwykle Niezwykle rozdzial VII
- Czego ty ode mnie chcesz? Gdzie ja w ogóle jestem? - spytalam przerazona.
- Nie masz sie czego bac - odparl lagodnie elf. - Jestes w Elfiej Krainie. Twoj kon cie tu zaprowadzil, na moją prosbe.
- Ale zaraz... Jak to... Skad Fuksja wiedziala jak tu dotrzec?
- Fuksja zna mnie od zrebaka. Urodzila sie zbyt wczesnie aby przezyc. Dlatego jej matka ja porzucila. Na szczescie zabralam ja do siebie, gdzie wydobrzala. Ta klacz to niezwykly kon, Nina. Zreszta, sama sie o tym przekonalas. No dobrze, my tu gadamy i gadamy a twoj kon przyprowadzil cie w innym celu. Uma!
Chwile potem naszym oczom ukazal sie niezwykly bialy kon od ktorego bila lekka poswiata. Mial dlugi, puszysty ogon ladnie zapleciona grzywe, w ktorej wplatane byly male pasowe rozyczki. Jego kopyta byly pozlacane. Ale najdziwniejsze ze wszystkiego to to, ze mial rog na glowie. Jednorozec. Niezwykle.
Jednorog przyklusowal do nas i uklonil sie na przywitanie.
- To wlasnie jest Uma - powiedzial elf i pogladzil szyje klaczy.. - dobrze, przejdzmy do rzeczy. Zacznę moze od tego, ze Cienie opanowują swiat. Są to czarne jednorozce. One byly kiedys dobre, mieszkaly w naszych ogrodach.... Ale ktoregos razu zauwazylam ze ich nie ma. Okazalo sie ze porwal je Treur, ksiaze Cieni. Poniewaz ja dosc dlugo nie moglam odnalezc jego kryjowki, to jednorozce przebywaly u niego za dlugo, az zamienily sie w Cienie, ządne mordu i krwi istot dobrych. Przez to trzeba je tępic... Ale ty... Ty zostalas wybrana aby zgładzic Treura. Wkrotce spotkas kogos kto ci w tej walce pomoze.
Elf skoczyl na Umę, ja zas na Fuksję. Ruszylam za elfem. Przez caly ten czas zastanawialam sie o co w tym wszystkim tu chodzi... Z myslenia wyrwalo mnie hukanie sowy i zobaczylam ze wjezdzamy powoli w jakis... Pien? Drzwi otworzyly sie a my weszlysmy za nie. Naprzeciwko nas stala duza biblioteka. Elf podszedl do jednej z polek i wyciagnal z niej wielką, zakurzoną ciemną księge. Otworzyl ją prawie na samym koncu.
- Popatrz. To wyrocznia Elfgranderu.
Spojrzalam na kartę ksiegi. Na pozółkłej stronie widnial rysunek. Gdy przyjrzalam sie blizej spostrzeglam, ze to ja sama i ze siedze na jasnosiwym koniu, pokonując czarnego spowitego w dym konia i jego rownie okropnego jezdzca.
- To jakas pomylka - wydukalam. - Przeciez nie mogę zabic konia a tym bardziej czlowieka!
- Spokojnie. To nie czlowiek a demon. Zło w najczystszej postaci. To jest wlasnie Treur i jego Cień.
- Ale czemu akurat ja musze go pokonac?! Ja nie chce!!!
- Zostalas wybrana, powiem ci, na 2 000 lat przed twoimi narodzinami.
- Niemozliwe...
- Mozliwe. Uwierz. Tylko ty jestes w stanie pokonac Treura. Juz 2000 lat temu wiedziano ze tego potwora pokona 15 letnia dziewczyna, o jasnych dlugich wlosach, Nina Berger.
Patrzylam na to wszystko a w mojej glowie panowal zamet. Z jednej strony bardzo sie balam, ale z drugiej czulam ze jesli ja jestem jedyna osoba ktora moze im pomoc to to zrobię.
- Zgladze Ksiecia Cieni i jego Armię.
- Zaczne zbierac wiec ludzi i zolnierzy do bitwy. A gdy Treur zginie, miejsca ktore zmienil w popiol znow beda zywe. No dobrze. Musisz juz wracac do domu. Odeśle cie.
Poczulam lekkie wirowanie i twarz mojej elfiej kolezanki zaczela sie szybko oddalac. W pare sekund po tym bylam juz u siebie w pokoju, siedzac na lozku. Wydawalo mi sie ze to wszystko bylo snem. Ale w dloni wciaz sciskalam troche Elfiego Pylku, co bylo dowodem ze tam bylam.
Wybaczcie ze mnie tak dlugo nie bylo, ale wiecie... Szkola, koncowka roku, trzeba sie bardzie przylozyc... Poza tym moj komp w naprawie jest, a pisanie rozdzialow na tablecie jest mega wyczerpujace. Ale udalo mi sie napisac ten rozdzial i chwala za to :D
A juz niedlugo bedzie sesja :3
Elf skoczyl na Umę, ja zas na Fuksję. Ruszylam za elfem. Przez caly ten czas zastanawialam sie o co w tym wszystkim tu chodzi... Z myslenia wyrwalo mnie hukanie sowy i zobaczylam ze wjezdzamy powoli w jakis... Pien? Drzwi otworzyly sie a my weszlysmy za nie. Naprzeciwko nas stala duza biblioteka. Elf podszedl do jednej z polek i wyciagnal z niej wielką, zakurzoną ciemną księge. Otworzyl ją prawie na samym koncu.
- Popatrz. To wyrocznia Elfgranderu.
Spojrzalam na kartę ksiegi. Na pozółkłej stronie widnial rysunek. Gdy przyjrzalam sie blizej spostrzeglam, ze to ja sama i ze siedze na jasnosiwym koniu, pokonując czarnego spowitego w dym konia i jego rownie okropnego jezdzca.
- To jakas pomylka - wydukalam. - Przeciez nie mogę zabic konia a tym bardziej czlowieka!
- Spokojnie. To nie czlowiek a demon. Zło w najczystszej postaci. To jest wlasnie Treur i jego Cień.
- Ale czemu akurat ja musze go pokonac?! Ja nie chce!!!
- Zostalas wybrana, powiem ci, na 2 000 lat przed twoimi narodzinami.
- Niemozliwe...
- Mozliwe. Uwierz. Tylko ty jestes w stanie pokonac Treura. Juz 2000 lat temu wiedziano ze tego potwora pokona 15 letnia dziewczyna, o jasnych dlugich wlosach, Nina Berger.
Patrzylam na to wszystko a w mojej glowie panowal zamet. Z jednej strony bardzo sie balam, ale z drugiej czulam ze jesli ja jestem jedyna osoba ktora moze im pomoc to to zrobię.
- Zgladze Ksiecia Cieni i jego Armię.
- Zaczne zbierac wiec ludzi i zolnierzy do bitwy. A gdy Treur zginie, miejsca ktore zmienil w popiol znow beda zywe. No dobrze. Musisz juz wracac do domu. Odeśle cie.
Poczulam lekkie wirowanie i twarz mojej elfiej kolezanki zaczela sie szybko oddalac. W pare sekund po tym bylam juz u siebie w pokoju, siedzac na lozku. Wydawalo mi sie ze to wszystko bylo snem. Ale w dloni wciaz sciskalam troche Elfiego Pylku, co bylo dowodem ze tam bylam.
Wybaczcie ze mnie tak dlugo nie bylo, ale wiecie... Szkola, koncowka roku, trzeba sie bardzie przylozyc... Poza tym moj komp w naprawie jest, a pisanie rozdzialow na tablecie jest mega wyczerpujace. Ale udalo mi sie napisac ten rozdzial i chwala za to :D
A juz niedlugo bedzie sesja :3
poniedziałek, 23 lutego 2015
Zwykłe Niezwykłe rozdzial 6
Zwykle Niezwykle Rozdzial 6
- Dalej Fuksja! - przynaglilam klacz do klusu. Jej kopyta wbijaly sie w śnieg, wybijając przy tym delikatny rytm.
- Teraz stój, prrr - zawolalam. Klacz stanela i ruszyla lbem. Wzielam siodlo z plotu i zalozylam jej na grzbiet, po czym wsiadlam. Ruszylam konia lydkami a on delikatnie ruszyl.
- Wio! - zawolalam ze smiechem a klacz zaczela galopowac. Ruszylysmy na pola. Bylo tam duzo miejsca i bylo bardzo magicznie, zwlaszcza w zimie. W lecie najlepsze na tych polach są strachy na wroble. Fuksja teraz klusowala patrząc się na zimowy krajobraz.
Klacz nagle stanela. Prychnela i postawila uszy.
- Co jest, Fusia? - pogladzilam szyje klaczy. Ale ona nadal stala. Nagle ruszyla. Ale w przeciwna strone niz chcialam. Prosto do lasu!!! W tym lesie nie jest zbyt bezpiecznie wiec probowalam zawrocic Fuksje. Ale ona sie nie dawala. Wciaz gnala i gnala w strone lasu. Moglam tylko sie patrzec jak galopuje szybciej, coraz szybciej w strone czerniacych sie drzew iglastych.
W koncu wjechałysmy w głab lasu. Klacz gwaltownie zwolnila i szla teraz powoli. Wydawala sie byc bardzo odprezona, ale ja mialam glowe jak na srubkach. A to kos gwizdnal a to dzięciol puknal w drzewo... Drzewa szumialy smutno a pnie i galezie skrzypialy jak stary staruszek. Co chwila odzywaly sie rozne echa zwierzece i inne dziwne odglosy. Jakies pochrzakiwania, pomrukiwania, hukania... Zaczelo sie sciemniac a Fuksja nadal nie dawala sie zawrocic i uparcie szla dalej i dalej w głąb lasu. W pewnym momencie dostrzeglam sylwetke jakiegos zwierzecia, ktore majaczylo w ciemnosci. Ksztalt zaczal przypominac coraz bardziej sylwetke dzika.
- Fuksja! - szepnelam. Ale kon tylko machnal uchem jakbym miala byc cicho. Klacz zaczela cicho stawiac kroki. Przeszlysmy obok dzika, ktory wcale nas nie zauwazyl. Kon szedl dalej. Czterdziesci metrow dalej spostrzeglam ze zaraz wejdziemy do jaskini czy groty, obrosnietej mchem.
- Fuksja, zawracaj, juz! - zawolalam.
- Ihhhaa - klacz zarzala ale szla dalej, uparcie. Weszla w jaskinie. Zamknelam oczy. A ona szla i szla. I nagle wydawalo mi sie ze cos sie swieci. Wiec otworzylam oczy. I zobaczylam.
Ze juz nie jestesmy w jaskini. Wokolo nas jest pelno... Swiecacych drzew i roslin? Tak, chyba tak. Czy to aby mi sie nie sni? Chyba nie. Poszczypalam sobie reke i nic to nie dalo. Z
tych dziwnych drzew zwisaly takie jakby swiecace sznureczki czy cos tam... Nie umiem tego po ludzku nazwac. Swieci sie to na bialo. Fuksja zaczela galopowac. Zmeczona wtulilam sie w szyje klaczy i tak jechalam. Po 30 minutach kon stanal i zarzal. Zobaczylam cos niezwyklego. Dziwnego. Naprzeciwko nas staly dwie istoty... Jednorozec i elf! Fuksja postapila jeszcze pare krokow naprzod.
- Witaj Nino - powiedzial elf.
CDN
niedziela, 25 stycznia 2015
Nowosci za jakis czas xd
Yo!
Ostatnio robilam mala sesje zdjeciowa i jestem nawet z niej zadowolona. Chetnie bym ja wstawila ale niestety, nie mam jak bo z tableta nie moge przegrac zdjec, nie wiem czemu. Jak nede na kompiebto wrzuce ta sesje :)
Aaaa zapomnialabym xD
Mialam Wam nie mowic ale juz powiem XD
Wiec mam zamiar kupic klacz arabską, ogiera tennessee walker i być moze zrebaka mustanga. Nie wiem jednak ile potrwa czekanie na klacz arabke i ogiera tennessee bo wciaz nie ma ich na stanie (arabka siwa i tennessee izabelowaty) wszedzie ich szukalam a nie moge ich znalezc :( moze ktos z was ma jakies pomysly?
W maju, czerwcu lub troszke pozniej bedziecie mieli okazje zobaczyc klacz hanowerska, ogiera campolina i ogiera trakenskiego u mnie :) bardzo sie z tego ciesze, bo te nowe konie z 2015 sa piekne!!!
To chyba tyle na dzis :)
Ostatnio robilam mala sesje zdjeciowa i jestem nawet z niej zadowolona. Chetnie bym ja wstawila ale niestety, nie mam jak bo z tableta nie moge przegrac zdjec, nie wiem czemu. Jak nede na kompiebto wrzuce ta sesje :)
Aaaa zapomnialabym xD
Mialam Wam nie mowic ale juz powiem XD
Wiec mam zamiar kupic klacz arabską, ogiera tennessee walker i być moze zrebaka mustanga. Nie wiem jednak ile potrwa czekanie na klacz arabke i ogiera tennessee bo wciaz nie ma ich na stanie (arabka siwa i tennessee izabelowaty) wszedzie ich szukalam a nie moge ich znalezc :( moze ktos z was ma jakies pomysly?
W maju, czerwcu lub troszke pozniej bedziecie mieli okazje zobaczyc klacz hanowerska, ogiera campolina i ogiera trakenskiego u mnie :) bardzo sie z tego ciesze, bo te nowe konie z 2015 sa piekne!!!
To chyba tyle na dzis :)
wtorek, 20 stycznia 2015
Zwykle Niezwykle rozdzial 6
Zwykłe Niezwykłe rozdzial 6
- Jezeli chcesz to przyjedz, bo to nie jest rozmowa na telefon - mowil w sluchawce weterynarz.
- Dobrze, juz sie zbieram, dowidzenia. - odpowiedzialam i odlozylam sluchawke.
Szybko sie ubralam. Wybiegajac z domu rzucilam do mamy dokąd jade. Zlapalam pierwszy lepszy autobus i nim pojechalam pod klinike. Przed drzwiami weterynarii czekal na mnie juz weterynarz.
- Chodzmy - powiedzial.
Czulam sie okropnie. Myslalam ze zobacze moja klacz, juz niezyjącą... Podeszlam do boksu i... zobaczylam ja stojaca... stala i jadla siano, ale gdy mnie zobaczyla radosnie parsknela i podeszla do mnie. Wtulila chrapy w moje rece a potem podniosla swoj sliczny pysk i oparla leb o moje ramie. Przytulilam ja. Czulam, ze nie moglo sie zdarzyc nic lepszego na swiecie, niz to, ze moja klacz zyje.
Tydzien pozniej moglam odebrac moja klacz. Cieszylam sie z jej powrotu, tak jak inne konie, a zwlaszcza Cynamon. Byl zadowolony, ze Fuksja znow stoi w swoim boksie i ze bedzie mogl do niej codziennie rzec. Pare dni pozniej wsiadlam na Fuksje na oklep. Kkacz zachowywala sie bardzo spokojnie. Miala idealny step, wspanialy i delikarny klus, i nie zbyt mocno wybijajoacy galop. Tak wiec galopowalysmy sobie przez laki, cieszac sie, ze mamy siebie i ze w koncu jestesmy razem. Wrocilam wieczorem i odprowadzilam klacz do boksu. Wzielam szczotke i gumowe zgrzeblo i zaczelam czyscic klacz. Podrapalam ja lekko na koniec i ucalowalam jej jedwabiste chrapy.
- Dobranoc Fuksjo - powiedzialam. - Spij dobrze, a jutro zabiore cie na maly spacer.
- Prhhh - prychnela klacz. Wyszlam ze stajni i poszlam do domu.
- Jak tam Fuksja? - Spytala mama.
- Fantastycznie. Cudnie sie spisala, gdy na niej jechalam. Ale jeszcze bardziej cieszy mnie to ze sie nie poddala, gdy walczyla o zycie.
- Tak, Fuksja jest niesamowitym koniem. Ma w sobie sile przetrwania i walki i wiem, ze nie podda sie, cokolwiek by to nie bylo.
- Dobrze, ze jestes tego zdania co i ja. Ide popisac z Ada.
- Dobrze, ale nie siedz za dlugo.
- Ok.
Poszlam na gore i otworzylam laptopa. Tak jak sie spodziewalam Ada od razu zasypala mnie pytaniami, gdy tylko weszlam na facebooka.
- i co? Jak Fuksja? Opowiadaj!!!
- Dobrze, dobrze. Cudownie sie sprawdza pod siodlem. Ale jestem zadowolona najbardziej z tego ze sie nie poddala.
- No ona to jest uparciuch. Jak ty!
- Hahahh.
Pogadalam z Ada jeszcze dwie godziny i wylaczylam laptopa. Odlozylam go i poszlam sie umyc.
- Fuksja - pomyslalam i sie usmiechnelam. Gdy sie umylam poszlam spac. Wkrotce zaczela snic mi sie Fuksja, jak ma wbity ten pret w brzuch. Ale ona sie poddala w tym snie. A ja... ja bylam taka zalamana ze nie postrzegalam swiata.
Ciekawa jestem... czy byloby tak gdyby moja klacz faktycznie zmarla....
kolejny rozdzial bedzie chyba w piatek ale nie obiecuje, bo teraz mam do dyspozycji jedynie tableta, ktory mnie strasznie wkurza. Mam nadzieje ze opowiadanko wam sie podobalo ;)
- Dobranoc Fuksjo - powiedzialam. - Spij dobrze, a jutro zabiore cie na maly spacer.
- Prhhh - prychnela klacz. Wyszlam ze stajni i poszlam do domu.
- Jak tam Fuksja? - Spytala mama.
- Fantastycznie. Cudnie sie spisala, gdy na niej jechalam. Ale jeszcze bardziej cieszy mnie to ze sie nie poddala, gdy walczyla o zycie.
- Tak, Fuksja jest niesamowitym koniem. Ma w sobie sile przetrwania i walki i wiem, ze nie podda sie, cokolwiek by to nie bylo.
- Dobrze, ze jestes tego zdania co i ja. Ide popisac z Ada.
- Dobrze, ale nie siedz za dlugo.
- Ok.
Poszlam na gore i otworzylam laptopa. Tak jak sie spodziewalam Ada od razu zasypala mnie pytaniami, gdy tylko weszlam na facebooka.
- i co? Jak Fuksja? Opowiadaj!!!
- Dobrze, dobrze. Cudownie sie sprawdza pod siodlem. Ale jestem zadowolona najbardziej z tego ze sie nie poddala.
- No ona to jest uparciuch. Jak ty!
- Hahahh.
Pogadalam z Ada jeszcze dwie godziny i wylaczylam laptopa. Odlozylam go i poszlam sie umyc.
- Fuksja - pomyslalam i sie usmiechnelam. Gdy sie umylam poszlam spac. Wkrotce zaczela snic mi sie Fuksja, jak ma wbity ten pret w brzuch. Ale ona sie poddala w tym snie. A ja... ja bylam taka zalamana ze nie postrzegalam swiata.
Ciekawa jestem... czy byloby tak gdyby moja klacz faktycznie zmarla....
kolejny rozdzial bedzie chyba w piatek ale nie obiecuje, bo teraz mam do dyspozycji jedynie tableta, ktory mnie strasznie wkurza. Mam nadzieje ze opowiadanko wam sie podobalo ;)
sobota, 10 stycznia 2015
Zwykłe Niezwykłe Rozdział 5
Zwykłe Niezwykłe Rozdział 5 - Operacja
Rozdział ten dedykuję Jagodzie Frątczak, bez której ten blog i to wszystko co tu jest nie powstałoby ;*
..................................................................................................................................................................
Minęły dwa dni od pokaleczenia Fuksji. Operacja na szczęście się udała, ale gdy ona trwała tak bardzo się martwiłam, że Fuksja odejdzie, że nie w ogóle nie spałam, nie jadłam, nic... Dzisiaj jadę ją odwiedzić. Ada będzie mi na szczęście towarzyszyła.
Po małym śniadaniu pojechałyśmy
***
Gdy autobus zajechał na przystanek wyskoczyłyśmy z niego jak poparzone i pędem pobiegłyśmy skrótem do kliniki. Przed kliniką stanęłam przed drzwiami i głęboko westchnęłam.
- Spokojnie - powiedziała Ada. - Zobaczysz, będzie dobrze.
Skinęłam głową i pewnie otworzyłam ciężkie drzwi. Weszłyśmy do środka i skierowałyśmy się do recepcji.
- Dzień dobry - przywitałam się z recepcjonistką. - Chciałam eee... chciałam odwiedzić mojego konia, klacz, Fuksję.
- Fuksję? Nie przypominam sobie konia o takim imieniu. Choć, rzeczywiście, ostatnio weterynarz przywiózł ranną klacz. To twoja?
- Tak! To właśnie Fuksja. Gdzie mogę ją znaleźć?
- Musisz iść na piętro, skręcić w prawo, iść prosto i skręcić w lewo do gabinetu 26. Tam weterynarz ci powie gdzie jest twoja klacz.
- Dziękuję.
Poszłyśmy tak jak wskazała nam recepcjonistka i po chwili znalazłyśmy się u weterynarza.
- Dzień dobry. Chciałam zobaczyć moją klacz Fuksję.
- A tak, to ty. Chodźcie za mną.
Poszłyśmy za weterynarzem na dół i znalazłyśmy się w czymś co wyglądało jak przechowalnia lub jak mini zoo. Wet podszedł do jednej z klatek i ukazał na nią.
- Tutaj jest wasz koń. Jak z nim chwilę posiedzicie, przyjdźcie do mnie, mam wam coś bardzo ważnego do powiedzenia.
- Dobrze. I dziękuję.
Zostałyśmy same. Z Fuksją. Podeszłam ostrożnie do klatki. I zobaczyłam jej oparty pysk na poduszce. Klacz leżała, widocznie była bardzo słaba po operacji.
- Cześć, mała - powiedziałam wchodząc do klatki. Kucnęłam koło niej i zaczęłam delikatnie gładzić jej szyję.
- Prhhhh - Fuksja leciutko zarżała. Jej oczy uważnie przyglądały mi się, jakby zupełnie mnie nie poznawała.
Jednak zaraz potem podniosła łeb i wyciągnęła go w moją stronę, dotykając pyskiem moich włosów. Objęłam ją za policzki i lekko przytuliłam. Potem dałam jej jeszcze miętówkę i poszłam na rozmowę z weterynarzem.
- A więc - zaczął weterynarz. - Usunęliśmy drut, który jakimś szczęściem ominął powłokę brzuszną. Gdyby ją przedziurawił twoja klacz by nie miała szans przeżycia. Jednak mogą być po tym powikłania... Twoja klacz jest bardzo słaba po operacji, znacznie słabsza, niż to się zdarzało w przypadku innych koni. Może więc zaistnieć takie ryzyko, że jeżeli twoja klacz nie podniesie się w ciągu dwóch dni to zdechnie.
- Jak... Jak to?
- Drut lekko przerwał mięsień nogi, gdy wygiął się wewnątrz ciała klaczy. I musieliśmy tam szyć. Dlatego też nie jestem w stanie powiedzieć czy uda jej się stanąć na nogi...
- Rozumiem. I dziękuję. Przynajmniej pan się starał. My już musimy iść. Dowidzenia.
- Do widzenia, będziemy w kontakcie. Gdyby Fuksja dostała wstrząsu, to zadzwonię do was.
Wyszłyśmy z kliniki a mnie w uszach wciąż brzmiały te słowa "Nie wiem, czy twoja klacz podniesie się o własnych siłach" Bardzo się bałam, że się nie podniesie. Pojechałam do domu a Ada do swojego. Po przyjeździe mama zasypała mnie tysiącem pytań.
- Jak było? Co powiedział weterynarz?
- Powiedział, że nie wiadomo czy Fuksja przeżyje - powiedziałam ponuro. - Nie mam ochoty rozmawiać. Idę do siebie.
W pokoju siadłam na łóżko i popatrzyłam w okno.
"Fuksja, proszę, przeżyj!" - pomyślałam desperacko.
Kolejnego dnia znowu do niej pojechałam. Stanęłam przy ogrodzeniu. Klacz nadal leżała, wydawała mi się słabsza niż wczoraj. Patrzyłam na nia i patrzyłam i nie rozumiałam dlaczego to wszystko się stało. Że tak nagle jej życie się zmieniło. Że być może już nigdy nie zobaczy słońca, trawy, nigdy już sobie nie pobiega...
Zaczęły mi napływać łzy do oczu.
Poszłam na przystanek. Autobus miał być dopiero za dwadzieścia minut więc postanowiłam, że pójdę sobie do parku. Weszłam za bramę i otoczył mnie mur zieleni. Wszędzie dał się słyszeć świergot ptaków. Wzięłam telefon do ręki i zaczęłam cykać fotki. Dwie godziny później wrociłam do domu. Mama już się martwiła, ale zapewniłam ją że nic się nie stało. Zjadłam kolację i położyłam się spać. Nie miałam nawet ochoty porozmiawiać z Adą przez skype'a.
Kolejnego dnia znowu pojechałam do kliniki. Miałam nadzieję, że Fuksja już wstała i że będą mogli ją wypisać. Niestety, moje nadzieje się rozpłynęły, bo klacz nadal leżała. Widząc to usiadłam na podłodze, ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam szlochać. Nie mogłam uwierzyć. Moja klacz umiera!!! Co ja mam robić?!
Pojechałam do domu i postanowiłam, że już nie chcę tam przyjeżdzać. Że nie chcę już na to patrzeć. Na cierpienie, na to wszystko, co moja klacz doznawała. Nie spałam przez całą noc, tylko nad ranem udało mi się usnąć raptem na 2 godziny.
O ósmej wstałam i podeszłam do okna, popatrzyłam się na granatowe jeszcze niebo. Po moim policzku spłynęła jedna łza.
- Co... mam robić...? - spytałam się samą siebie.
Nagle zadzwonił telefon. Podniosłam słuchawkę.
- Halo? - odezwał się głos w słuchawce.
- Dzień dobry.
- Witaj. Muszę ci przekazać pewną informację...
.....................................................................................................................................................................
Co weterynarz powie Ninie? Jak ona na to zareaguje? Czy odważy się odwiedzić swoją klacz? To w kolejnym rozdziale :D
Poszłam na przystanek. Autobus miał być dopiero za dwadzieścia minut więc postanowiłam, że pójdę sobie do parku. Weszłam za bramę i otoczył mnie mur zieleni. Wszędzie dał się słyszeć świergot ptaków. Wzięłam telefon do ręki i zaczęłam cykać fotki. Dwie godziny później wrociłam do domu. Mama już się martwiła, ale zapewniłam ją że nic się nie stało. Zjadłam kolację i położyłam się spać. Nie miałam nawet ochoty porozmiawiać z Adą przez skype'a.
Kolejnego dnia znowu pojechałam do kliniki. Miałam nadzieję, że Fuksja już wstała i że będą mogli ją wypisać. Niestety, moje nadzieje się rozpłynęły, bo klacz nadal leżała. Widząc to usiadłam na podłodze, ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam szlochać. Nie mogłam uwierzyć. Moja klacz umiera!!! Co ja mam robić?!
Pojechałam do domu i postanowiłam, że już nie chcę tam przyjeżdzać. Że nie chcę już na to patrzeć. Na cierpienie, na to wszystko, co moja klacz doznawała. Nie spałam przez całą noc, tylko nad ranem udało mi się usnąć raptem na 2 godziny.
O ósmej wstałam i podeszłam do okna, popatrzyłam się na granatowe jeszcze niebo. Po moim policzku spłynęła jedna łza.
- Co... mam robić...? - spytałam się samą siebie.
Nagle zadzwonił telefon. Podniosłam słuchawkę.
- Halo? - odezwał się głos w słuchawce.
- Dzień dobry.
- Witaj. Muszę ci przekazać pewną informację...
.....................................................................................................................................................................
Co weterynarz powie Ninie? Jak ona na to zareaguje? Czy odważy się odwiedzić swoją klacz? To w kolejnym rozdziale :D
piątek, 9 stycznia 2015
Zwykłe Niezwykłe rozdział 4
Zwykłe niezwykłe rozdział IV
Zimowe blade słońce lekko zaświeciło w moje okno.
Wstałam, przeciągnęłam się i zaczęłam się ubierać.
Gdy zeszłam na dół, do kuchni, ku mojemu zdziwieniu wszyscy już byli, to znaczy moja mama, tata i nasza suczka Lotka.
- Dzisiaj jedziesz na zawody, prawda? - spytał tata.
- Tak, startuję na Cynamonie.
- Podwieźć cię?
- Jeżeli możesz.
Już miałam odejść, ale coś sobie przypomniałam.
- Tato?
- No?
- Musimy jeszcze wziąć Allegra, bo obiecałam Adzie, że dam jej naszego konia do zawodów.
- Dobrze. Idź się ubierz, potem poczekamy na Adę i jedziemy.
- Okej.
Po rozmowie i śniadaniu poszłam przygotować Cynamona do zawodów.
Chciałam zapleść mu warkoczyki. Poszłam do jego boksu i najpierw dokladnie go oczyscilam a potem zabralam sie do zaplatania grzywy.
- Będziesz pieknie sie prezentowal - powiedziałam do niego.
- Prhhh - prychnął Cynamon.
Naraz z podwórza dało się słyszeć trąbienie, co oznaczało, że przyjechała Ada.
- Hej - zawołałam, wychodząc z domu.
- Heeej !!! - odpowiedziała Ada. - Cześć mamo - pomachała mamie.
- Ja jestem już gotowa. Allegro też, osiodłałam go.
- Dzięki.
Wyprowadziłyśmy konie ze stajni i podeszłyśmy do przeczepy.
- No, dziewczynki, wprowadzajcie konie, za dziesieć dwunasta musimy być na miejscu.
Wprowadziłyśmy konie, jeszcze mama życzyła nam powodzenia i - ruszyłyśmy w droge.
Przez dwie godziny jechaliśmy przez Stardalle Field a potem skręciliśmy na wschód do Norte Field. Zdążyliśmy akurat za piętnaście dwunasta, więc miałyśmy jeszcze troszkę czasu, aby rozruszać konie.
- No dobra, to kto pierwszy?
- Może ty, ja sobie popatrzę - zaśmiała się Ada.
Ruszyłam więc przez płotek treningowy, przez stacjonate i okser. Potem była Ada. Po krótkiej rozgrzewce trzeba było powoli ustawiać się do zawodów. Ja miałam skakać ósma a Ada dziesiąta.
Zaczęły się zawody i wystartowała śliczna gniada klacz rasy angloarabskiej.
Po skończonej rundzie spiker ogłosił:
- Numer 369 - cztery błędy a teraz na wybiegu numer 370.
Zaczęłąm się troszkę stresować i Cynamon to wyczuł, bo niespokojnie ruszył głową.
Pare minut później ogłoszono mój numer. Postanowiłam więc być dzielna i ruszyłam na wybieg.
Zabrzmiał dźwięk dzwonka startowego i pognałam konia piętami. Pierwsza przeszkodą był murek. Pogonilam Cynamona i fruuu - poleciałam nad pierwszą przeszkodą. Potem trzeba było przeskoczyć okser, double barre, kolejny murek, stacjonatę, kopertę i w końcu był koniec. Wyprowadziłam konia z wybiegu a spiker ogłosił, że moja runda była bezbłędna i bla bla. Potem była Ada, parę innych osób, rozdanie nagród. Miałam drugie miejsce a Ada czwarte.
- Brawo dziewczynki! Jestem z was bardzo dumny - zawołał do nas tata.
- Dzieki tato - zaśmiałam się. - Chodźmy juz do domu.
I pojechaliśmy do domu.
Na podworzu rozsiodłałam konie z Adą i puściłyśmy je na padok, a rzędy jeździeckie odłożyłyśmy do siodlarni.
Wskoczyłam jeszcze na chwilę na górę do swojego pokoju coś sprawdzić i zaraz zeszłam.
Skierowałam swoje kroki do stajni a po drodze spotkałam moją mamę. W jej oczach malowało się przerażenie.
- Co się stało? - spytałam.
Odpowiedziała mi urywanym ze strachu i płaczu głosem:
- Fuksja... Ona...
Nie była zdolna mówić dalej.
Tknięta przeczuciem wbiegłam do stajni i podbiegłam do boksu klaczy. To, co zobaczyłam napełniło mnie straszliwym przerażeniem. Moja klacz leżała w boksie z wbitym w bok kawałkiem bardzo grubego metalowego drutu. Widząc mnie próbowała się podnieść, ale tylko pogorszyła sprawę, bo drut wbił się głębiej a ona zarżała przenikliwie z bólu. Ze łzami w oczach odsunęłam zasuwę w boksie i weszłam do niego. Klękłam koło niej i ją przytuliłam.
Chciałam, aby ten koszmar skończył się jak najszybciej.
- Proszę cię, nie odchodź, Fuksja - szeptałam żarliwie. Do stajni wbiegła Ada. Widząc Fuksję z wbitym metalem natychmiast zadzwoniła do weterynarza.
Chwila, w której moja przyjaciółka rozmawiała z weterynarzem wydawała się dla mnie wiecznością. Gładziłam klacz po jej miękkich chrapach a po moich policzkach ściekały łzy. Szeptałam do niej uspokajająco, chociaż sama nie byłam opanowana. W pewnej chwili zobaczyłam, że oczy Fuksji zaczęły gasną z bólu. Powoli... stopniowo...
Z gorączkowego oczekiwania wyrwał mnie głos przybyłego weterynarza:
- Panowie!!! Natychmiast zabieramy tę klacz!!! - wołał. - Odsuń się, dziewczynko - powiedział do mnie.
Zapłakana odsunęłam się od Fuksji i patrzyłam jak wciągają ją na nosze. Gdy to zrobili, wpakowali ją do przyczepy.
- Chwila!!! Chcę jechac z wami, proszę!!! - wybuchnęłam.
- Niestety to niemożliwe, ale... proszę być dobrej nadziei.
I wsiadł do auta, odpalił kluczyk w stacyjce i - odjechał.
Zapłakana siadłam na ziemi. Ada kucnęła i przytuliła mnie. Zaczęła mnie pocieszać.
- Chodź - powiedziałam do niej. idziemy sprawdzić co się stalo ze Fuksja miala wbity w bok ten drut. Gdy weszlysmy do stajni do jej boksu zobaczyłyśmy, że zasuwa była połamana, czego wczesniej w ogole nie zauwazylam. Widocznie drut od zasuwy wypadł gdy klacz to kopnęła i wtedy wbił się w jej bok.
Trzeba będzie poprosić tatę o naprawienie zasuwy i wprowadzenie lepszych zabezpieczeń.
Wyszłam ze stajni i poszłam do domu, do swojego pokoju. Padłam bezsilnie na łóżko i zeczelam patrzec sie w sufit.
- Bedzie dobrze, prawda? - powiedzialam do siebie.
Wciąż nie moglam opanowac mysli. Uwierzyc w to, co sie stalo. Obróciłam twarz na poduszce.
- Och, Fuksja... - westchnęłam ciężko. W końcu usnęłam z wycieńczenia tym dniem. Po moim policzku spłyneła łza.
...............................................................................................................................................................
Co będzie dalej? Czy Fuksja przezyje operację? Czy wróci w pełni do zdrowia? To w kolejnym rozdziale :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)